70 lat izohelii


Janina Mierzecka

Profesor Witold Romer

 

PROF. WITOLD ROMER 

fot. Janina Mierzecka  

  Witold Romer urodził się we Lwowie w r. 1900. Tam też uczęszczał do szkoły podstawowej i średniej, a następnie na politechnikę. W r. 1923 otrzymał dyplom inżyniera na wydziale chemii technicznej. W latach 1923-1925 Romer był asystentem u prof. Świętosławskiego przy Katedrze Chemii Fizycznej Politechniki Warszawskiej.

 

W r. 1925 rozpoczyna on pracę w Zakładach Graficznych „Książnicy Atlas”, które zostały założone, między innymi, przez ojca jego, prof. Eugeniusza Romera. Początkowo Witold Romer był kierownikiem laboratorium badawczego i jedynym jego pracownikiem, później zaś, przez szereg lat aż do września 1939. kierownikiem działu fotomechanicznego.

 

W wyniku studiów technik graficznych za granicą (Wiedeń i Paryż) oraz pracy w „Książnicy Atlas” wprowadził i opatentował dwa nowe procesy reprodukcji.  

W roku 1937 uzyskał nagrodę „Grand Prix” na wystawie „Exposition Internationale des Arts et des Techniques” w Paryżu za prace z dziedziny techniki reprodukcyjnej.  

Będąc sam artystą fotografem, Romer popularyzuje w "Książnicy Atlas" fotografię artystyczną. Wydawnictwo wypuszcza w tym okresie setki wzorów pocztówek, których autorami są tacy artyści. jak Bułhak, Wański, Puchalski i wielu innych.

 

Pocztówki te, wykonane na drodze fotograficznej, opracowanej specjalnie dla uniknięcia strat wartości tonalnych (przy czym punktem wyjścia był oryginalny negatyw autora obrazu), były bardzo starannie dobierane i wydawane. Osiągnęły one w krótkim czasie poziom europejski i znalazły wielu zwolenników.

Dzięki skrzynkowemu Kodakowi, jaki Witold Romer otrzymał od dziadka w Zakopanem, już w r. 1912 zbudziło się w nim zainteresowanie fotografią. Jako młodego chłopca oczarowało go piękno naszych gór: pozostaje pod ich urokiem do dnia dzisiejszego. Pierwszym zdjęciem Homera było „ostre” zdjęcie Giewontu. W r. 1917 wykonał zdjęcie z Rysów na własnych kliszach ortochromatycznych, ręcznie wylanych. Już wówczas zainteresowania techniczne wiązały się u niego z zamiłowaniem do fotografii artystycznej.

Przygotowanie teoretyczne pozwala mu w krótkim czasie opanować w pełni technikę fotograficzną i techniki swobodne (bromolej i przetłok). Techniki graficzne i fotograficzne mają wiele punktów stycznych pod względem technicznym. Zainteresowania te dają wyraz zamiłowaniom naukowym i artystycznym Romera. Obydwa te zamiłowania: naukowe, wymagające żmudnej i mozolnej pracy, oraz artystyczne, które staje się przyjemnością i wytchnieniem, przez wiele lat kroczą obok siebie w jego twórczości i nawzajem się przeplatają.  

Już w pierwszym okresie nad badawczymi pracami graficznymi w „Książnicy Atlas” Romer debiutuje swymi pracami fotograficznymi na X Dorocznej Wystawie Fotografii Artystycznej we Lwowie w r. 1926.

PORTRET M. H. 1932 r.

Witold Romer

Pierwszy „Dyplom uznania” otrzymuje on w tymże roku na I Wystawie Fotografii Krajobrazu Polskiego we Lwowie. W r. 1927 przyznany mu „Dyplom" na XI Wystawie Fotografii Artystycznej za „pełen czaru ciepłego, wprost romantycznego...” krajobraz nocny. „W  śniegu” („Mies. Fotogr.”, str. 67) jest krokiem wstępnym do brązowego medalu za tenże obraz na Międzynarodowym Sa1onie w Budapeszcie (1928). W roku 1927 Bułhak pisze o Romerze w recenzji z I Międzynarodowego Salonu Fotografiki w Polsce ("Fotograf Polski"), że "...artysta młody, jakże piękne, zjawiskowe daje rzeczy". Recenzent nie wymienia wprawdzie pracy, która wydaje mu się zjawiskowa, ale z innych recenzji wynika, że chodziło o barwny przetłok, bardzo śmiały w kolorycie. Był to „Mnich”, szczyt górski w Tatrach, w silnym, bocznym słonecznym oświetleniu o zachodzie, przypominającym "Alpen-gluehen”, jednakże mocno stonowany spokojnymi, a kontrastującymi pod względem barwnym partiami ocienionego śniegu.

 

 

CHATA W  ŚNIEGU     Witold Romer  

 

Tymczasem Romer eksperymentuje: Pociąga go barwa, próbuje - nawet z tej samej matrycy -różnorodnych zestawień. Przetłok, może przez pewne podobieństwo do technik graficznych, które nie pozostaną bez wpływu na jego twórczość, a może dlatego, że daje mu najwięcej możliwości zarówno pod względem technicznym, jak i artystycznym, staje się giętki i podatny w jego ręku. To powiązanie zainteresowań Romera w kierunku technik artystycznych i reprodukcyjnych znajduje niejednokrotnie swój wyraz w rozmaity sposób.

 

I tak w r. 1927 Romer wygłasza w Lwowskim Towarzystwie Fotograficznym referat o technice reprodukcyjnej, a w r. 1928 przedstawia tamże obszernie swe doświadczenia z praktyki przetłoku bromolejowego. w którym podaje szereg wskazówek, tym ciekawszych, że nie ogłoszonych dotychczas w literaturze. Odnosiło się to zwłaszcza do doboru farb i papierów przetłokowych, oceny pras różnych systemów oraz zabiegów przy sporządzaniu przetłoków wielobarwnych z jednego negatywu. Referat ten pt. „Z techniki przetłoków” ukazuje się w r. 1929 w "Fotografie Po1skim” w numerach 1 i 2.

 

GRAŃ. Zakopane 1936 r.  Witold Romer

(Wydawnictwo "Książnica Atlas")

Wiadomo, że nie każda praca twórcza, zwłaszcza jeżeli artysta szuka nowych dróg wypowiedzi, może być skończonym arcydziełem. Zresztą artysta, który eksperymentuje, szuka, nie ma niekiedy obiektywnego stosunku do swych prac; przeciwnie, często uważa je za osiągnięcia wysokiej klasy. Zmysł krytyczny budzi się dopiero później. Nic też dziwnego, że w recenzjach z I Międzynarodowego Salonu Fotografiki we Lwowie (a II w Po1sce) piszą o jego pracach inż. Dederko i KI. Składanek („Fotograf Polski”, 1928, str. 226): „Inż. Romer dal tym razem, prace za mało przemyślane, rwany i ostry koloryt odbiega daleko od kapitalnego „Mnicha”, który budził szczery podziw przed rokiem”. Równocześnie J. Switkowski w recenzji z tego Salonu („Mies. Fotogr.”, 1928} zarzuca Romerowi „..którego prace były "gwoździem" działu polskiego Salonu zeszłorocznego", że .”...tym razem dał prace nieco pośpiesznie wykonane. Są to przetłoki barwne, technicznie znakomite i kompozycyjnie wzorowe, ale dorywcze i nieprzetrawione w doborze barw („Zachód słońca”}... Najdoskonalszy jest może "Piec elektryczny"...”.  

Nie, z pewnością nie były to prace ani „dorywczo wykonane”, ani "nieprzetrawione w doborze barw”  - były to eksperymenty, poszukiwania. 

Ale ocenić to można dopiero biorąc pod uwagę całokształt twórczości artystycznej. Zresztą i dziś, po latach, autorowi również wydają się one za jaskrawe. lecz wówczas właśnie te zestawienia barw pociągały go i uważał je za właściwe.  

 

W tym okresie, jak wielu z nas wówczas w Polsce, Romer wystawia swe prace nie tylko w kraju, ale wysyła wiele za granicę. Np. w r. 1928, poza wspomnianym już Budapesztem, bierze udział w Międzynarodowych Salonach w Paryżu, Londynie, Dunkierce. W r. 1930 pisze o nim Świtkowski („Fotograf Polski”, str. 3) w recenzji z Dorocznej Wystawy Fotografiki we Lwowie: "...Drugi „as” obok Mikolascha. to Romer... znakomita perspektywa powietrzna, prace... znakomite, świetne w tonach barwnych... mistrzowsko dobranych...”. Chodzi tu zapewne o „Ostatnie promienie” - barwny przetłok pokaźnych rozmiarów", które A. Brodowicz (,”Fotograf Polski”, 1930) nazywa „wspaniałym obrazem”.  

 

 

GIEWONT  1932 r.     Witold Romer

 

Rok 1932 przynosi niespodziankę. Powstaje nowa technika, pierwsza technika tonorozdzielcza, o charakterze wybitnie plakatowym (technika Persona została ogłoszona po raz pierwszy dopiero w roku 1935). Genezą jej były, obok doskonałego opanowania techniki takiej jak przetłok wielokrotny, w pierwszym rzędzie dążenia artysty do uproszczenia obrazu fotograficznego przy jednoczesnym podkreśleniu jego walorów estetycznych.

 

W „Camerze”. szwajcarskiej w r. 1932 pojawia się praca Romera pt. „Isohelie, eine neue Technik der bildmaessigen Photographie”. W tym samym roku w „Kamerze Polskiej” nr III ukazuje się artykuł pt. „Izohelia”. „Fotograf Polski” (r. 1932, str. 139) tak ocenia powyższy artykuł: „...Camera szwajcarska na naczelnym miejscu... zamieszcza artykuł o nowej, przez niego (Romera) wynalezionej technice, zwanej izohelią...”. Następuje opis techniki, a potem, "Jak z pobieżnego streszczenia wynika, izohelia jest niezmiernie żmudna i nieekonomiczna, gdyż wymaga dużej ilości materiału (co najmniej osiem płyt i cztery błony). Ze względu na powyższe słabe strony, nowa ta technika pomimo bardzo interesujących wyników osiągniętych przez autora, pozostanie - naszym zdaniem - tylko ciekawym eksperymentem, nie znajdując szerokiego zastosowania praktycznego...”.

 

Wiadomo, że nie ma proroków we własnym kraju. Recenzent artykułu pomylił się. Izohelia, która oczywiście kosztem nakładu pracy dąży do wykorzystania maksimum skali biało-czarnej na papierze fotograficznym przy równoczesnym wyeliminowaniu nadmiaru szczegółów obrazu, jest jedną z trudniejszych technik fotograficznych. R. Aubrey mówi dziś o niej: ”0 ile nie jest zupełnie prawdą, że musi się być pomylonym (crasy). aby się nią zajmować, to jednak to pomaga, gdy się jest pomylonym”. (Amat. Phot., t. III, str. 156, luty 1956). Izohelia polega na umiejętnym rozdzieleniu poszczególnych tonów obrazu biało-czarnego oraz podkreśleniu tylko kilku istotnych, a wyeliminowaniu innych zbędnych. Nie każdy obraz można „bezkarnie” opracować w izohelii i nie każdy da pożądany wynik. Często stosowany bezmyślnie i nieumiejętnie jako „technika dla techniki” staje się nieczytelny i nieciekawy. Niemniej dziś obchodzimy 25-1ecie tej techniki, która wraz z nazwiskiem twórcy uzyskała pozycję światową i jest powszechnie stosowana oraz wchodzi w zakres prac publicystycznych o technikach tonorozdzielczych.

 

W tym samym roku, w którym ukazuje się pierwszy artykuł o izohelii, twórca jej wystawia swe pierwsze prace wykonane tą techniką. Dochodzi więc do głosu i technik i artysta. Jan A. Neuman pisze w recenzji („Fotograf Polski”. 1932/12) z VI Międzynarodowego Salonu Fotografiki w Polsce: "Kapitalnym jest Witold Romer, niezrównany technik i wielki artysta. Nie wiadomo nawet co specjalnie chwalić. „Kula” świetna kompozycyjnie. uwypukla się w specjalnej technice wynalazku autora - izohelii.”.

 

Następne lata, obok coraz wybitniejszych i bardziej absorbujących prac naukowych z dziedziny fotografii, przynoszą jeszcze szereg wyróżnień i odznaczeń artystycznych. Z polskich odznaczeń -srebrny medal w r. 1934 (Międzynarodowy Salon Fotografiki) i złoty w r. 1939 (Wystawa Fotografii Ojczystej Zw. Polskich Towarzystw Fotograficznych). Z zagranicznych - zaproszenie na Międzynarodowy Salon Fotograficzny (Invitation Salon) w San Francisco w r. 1937 i dyplom uznania na V Międzynarodowej Wystawie Fotograficznej w czasie Kongresu w Wiedniu w r. 1938. W r. 1939 otrzymuje Romer ponadto Srebrny Krzyż Zasługi za zasługi na polu fotografiki.

 

W r. 1931 Romer zostaje członkiem Polskiego Fotoklubu, a po śmierci dra Henryka Mikolascha, członkiem Kapituły tegoż Fotoklubu, Ponadto bierze on czynny udział w pracy Lwowskiego Towarzystwa Fotograficznego, czy to jako członek Zarządu, czy prelegent, czy wreszcie jako członek różnych komisji wystawowych i konkursowych, zwłaszcza w ostatnich latach międzywojennych.

 

Jeszcze jedno zainteresowanie wiąże Romera z fotografią. Jest to film, oczywiście film amatorski. Po pracy naukowej i dydaktycznej filmowanie w plenerze jest przyjemnością i odprężeniem.

W r. 1937 Romer organizuje Lwowski Klub Filmowy i bierze czynny udział w jego pracach. W tym okresie członkowie Klubu wykonują kilka dobrych filmów krótkometrażowych, które cieszą się powodzeniem nie tylko na własnym terenie, gdzie są kilkakrotnie wyświetlane, ale i na terenie Warszawy, jak świadczy o tym ocena warszawskiego recenzenta. p. Anny Wojciechowskiej („Fotograf Polski” 1938 1). Film Witolda Romera pt. „Lwów, miasto działu wodnego”, który szczęś1iwie ocalał w okresie wojennym, oglądamy i dziś jeszcze z przyjemnością. Zwłaszcza pomysłowe zdjęcia skoczka pod wodą, technicznie doskonałe, wykonane 20 lat temu aparatem własnego pomysłu autora, bardzo się nam podobały i wzbudzały entuzjazm wśród widzów. Film ten otrzymał w Budapeszcie w r. 1938 dyplom uznania na pokazie amatorskich Klubów Filmowych.

 

Jednakże praca w dziedzinie fotografii artystycznej, czy to zdjęcia wykonywane w różnych technikach, którymi obsyła wystawy, czy też film amatorski, nie są właściwą domeną zamiłowań Romera. Najbardziej odpowiada mu praca naukowa. W r. 1932 objęcie po zmarłym w 1931 roku drze Mikolaschu zleconych wykładów z fotografiki w Politechnice Lwowskiej oraz pracowni Docentury Fotografii decydują o dalszej jego drodze - pracownika nauki.

 

W r. 1935 reprezentuje Polskę na Międzynarodowym Kongresie Fotograficznym w Paryżu. W r. 1936 otrzymuje doktorat. pierwszy w Polsce, a dotychczas jedyny doktorat nauk technicznych uzyskany na podstawie pracy o tematyce fotograficznej pt. "Studium wywoływania wyrównawczego".

 

Okres okupacji spędził Romer w Anglii, gdzie w latach 1941-1942 pracował w laboratorium badawczym firmy Kodak w Harrow pod Londynem, a następnie w pracowni fotograficznej Instytucji Badawczej Lotnictwa Brytyjskiego pod Londynem.

 

W r. 1945 na podstawie prac naukowych oraz referencji angielskich pracowników naukowych, z którymi zetknął się w czasie wojny, The Royal Photographic Society mianuje go zwyczajnym członkiem Stowarzyszenia (Fellow) F.H.P.S.

W czerwcu 1946 r. Witold Romer wraca do kraju i osiedla się we Wrocławiu. W sierpniu tegoż roku przystępuje do pracy naukowej na Uniwersytecie i Politechnice Wrocławskiej, początkowo jako adiunkt, następnie jako profesor nadzwyczajny i wreszcie od 1956 r. jako profesor zwyczajny (...)

 

W tym miejscu warto jednak wspomnieć ciekawą notatkę z dziedziny historii fotografii o Władysławie Małachowskim - Leonie Warnerke („Wiadomości Chemiczne”, 1952/12), powstańcu z 1863 T. i emigrancie, który odegrał wybitną rolę w rozwoju techniki i nauki fotograficznej w ostatniej ćwierci ubiegłego stulecia w Londynie, gdzie stale mieszkał po powstaniu, oraz w innych stolicach Europy.

 

Obok licznych prac naukowych tego okresu, z których najobszerniejsza jest praca monograficzna pt. „Teoria procesu fotograficznego” (PWN, 1955) należy jeszcze wspomnieć o artykułach, które się w tym czasie ukazują w prasie fotograficznej. A więc w r. 1950 „Swobodnie techniki negatywowe” w „Świecie Fotografii” oraz cykl artykułów  „O fotografii barwnej” w miesięczniku „Fotografia” w r.1956, w których Romer stara się udostępnić fotografującym trudne problemy techniczne tej nowej gałęzi fotografii i opisuje własną, nową metodę uzyskania równowagi barw. Tymi problemami zajmuje się w tamtych latach nie tylko sam kierownik Zakładu Fototechniki, ale i szereg jego współpracowników.

 

W r. 1956 Romer otrzymuje Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, zostaje członkiem honorowym ZPAF, a Międzynarodowe Zrzeszenie Sztuki Fotograficznej (FIAP) w Genewie mianuje go Honoraire Excellence FIAP. W maju roku bieżącego miasto Wrocław przyznaje mu nagrodę artystyczną.

 

Zakres prac w Zakładzie Fototechniki Politechniki Wrocławskiej obejmuje nie tylko prace czysto naukowe. Zakład kształci uczniów, którzy przechodzą następnie do przemysłu fotograficznego. Między innymi, jeden specjalnie w tym kierunku wyszkolony uczeń zorganizował cały dział fotograficzny w Państwowych Zakładach Optycznych w Warszawie. Ponadto w pierwszych latach po wojnie prof. Romer wykłada również dla studentów architektury Politechniki Wrocławskiej, prowadzi kursy roczne dla studentów historii sztuki oraz wykłady dla asystentek technicznych Akademii Medycznej. Warto podkreślić, że prof. Romer, mimo swoich wielu absorbujących zajęć, zawsze chętnie i życzliwie służy swą wiedzą fachową każdemu, kto ma jakieś wątpliwości i zwraca się do niego o pomoc. Również i przemysł poligraficzny w Polsce pozostaje pod jego opieką.

 

Oczywiście, że przy tych wszystkich zajęciach naukowych i dydaktycznych fotografia artystyczna, którą już i przed wojną uprawiał jako wypoczynek i wytchnienie, musiała zejść na dalszy plan. Jednakże, początkowo po powrocie do kraju, poświęcił Romer wiele czasu i sił dla zorganizowania amatorskiego ruchu fotograficznego we Wrocławiu. Wraz ze swymi współpracownikami i kilku członkami dawnego Lwowskiego Towarzystwa Fotograficznego tworzy w 1947 r. Wrocławskie Towarzystwo Fotograficzne.

 

Tak jak na politechnice fotografia, której uczy Romer, jest wielokierunkowa (naukowa dla absolwentów Zakładu Fototechniki, a użytkowa dla studentów architektury), podobnie stawia on sprawę w ramach Towarzystwa. Fotografia, jego zdaniem, winna nie tylko hołdować sztuce, ale powinna również spełniać rolę użytkową (np. dla przyrodników, jak Puchalski), czy - jak w okresie powstawania Towarzystwa - służyć opracowaniu i dokumentacji Ziem Odzyskanych, nie znanych jeszcze dopiero co przybyłym tu fotografom. W tych też kierunkach idą w pierwszych latach prace Wrocławskiego Towarzystwa Fotograficznego, przekształconego w 1948 r. w Oddział Wrocławski Polskiego Towarzystwa Fotograficznego.

 

Towarzystwo organizuje liczne wieczory przeźroczy z prac członków Wr. T .F. z terenu Dolnego Śląska, wieczory dyskusyjne, wykłady nie tylko lokalnych prelegentów, ale i zapraszanych z innych miast Polski (Bułhak, Cyprian, Puchalski, Sempoliński), które cieszą się dużą frekwencją i ogólnym uznaniem. Największym sukcesem w okresie prezesury Romera (do końca r. 1949) były nie tylko dwa wieczory fi1mowe przyrodniczych filmów Puchalskiego w wynajętej na ten cel największej sali kinowej we Wrocławiu, ale przede wszystkim Wystawa Fotograficzna w r. 1948 o zasięgu ogólnopolskim, związana tematycznie z Dolnym Śląskiem. Wystawę tę, mieszczącą się w Ratuszu, zwiedziło w czasie trwania Wystawy Ziem Odzyskanych ponad 40 000 osób, a uzyskany z niej dochód wyzwolił na jakiś czas Zarząd Towarzystwa z kłopotów pieniężnych. Oczywiście, imprezy podobne mogły dojść do skutku jedynie przy współpracy innych członków Zarządu. W związku z wystawą w 1948 roku np. bardzo wiele pracy włożyła Krystyna Neuman-Gorazdowska.

 

 I później, mimo licznych i absorbujących go zajęć, prof. Romer bierze w miarę możliwości udział w pracach Towarzystwa, a następnie Delegatury Wrocławskiej ZPAF, czy to jako prelegent lub wykładowca na kursach, czy tez jako członek komisji kwalifikacyjnych. Kilkakrotnie wygłasza również referaty na zebraniach ZPAF w Warszawie.

 

Powojenna działalność artystyczna Romera, którą zaprezentował serią architektonicznych zdjęć z Wrocławia na wystawie w r. 1948, ucierpiała mocno na skutek braku czasu. Jednakże do roku 1952 bierze jeszcze udział i w innych wystawach lokalnych (oprócz wyżej wymienionej) oraz w kilku wystawach ogólnopo1skich. Następnie, przez szereg lat Romer nie obsyła wystaw. Nie znaczy to, że przestaje fotografować. Ale negatywy, które są wynikiem jego emocjonalnego stosunku do otaczającego go świata, leżą nie opracowane, nie są bowiem ani „programowe”, ani "”wydźwiękowe”. Ostatnimi czasy próby barwnej fotografii (na papierze) zbliżają go znów do fotografii artystycznej. W 1957 roku przygotował swą indywidualną wystawę.

Powyższy życiorys, obejmującym w pierwszym rzędzie pracę artystyczną Romera, uzupełniony w bieżącym numerze przez współpracowników omówieniem jego prac naukowych i dydaktycznych, daje nam w sumie sylwetkę wyjątkową w polskim środowisku fotograficznym. Powiązanie na tak wysokim poziomie poważnych uzdolnień naukowych z dużą kulturą artystyczną i doskonale opanowaną techniką jest zjawiskiem rzadko spotykanym.

 

Poziom jego prac fotograficznych, ich sukces i uznanie, z jakim się spotykały, wystarczyłyby same dla zapewnienia mu trwałego imienia w polskiej fotografice. Jednakże jego prace naukowe, znane i cenione nie tylko w kraju, ale również i za granicą, stawiają go w rzędzie najpoważniejszych teoretyków fotografii. Romer stworzył w Polsce fundamenty fotografii naukowej na poziomie europejskim, stworzył pierwszą placówkę uniwersytecką Fototechniki. I to właśnie - nie umniejszając jego znaczenia jako artysty - jest największym jego osiągnięciem. 

Janina Mierzecka

 

       

     


Copyright © design and photos by Michał Kurc