25 lat izohelii


 

Lech Grabowski

 
Dwie wystawy 


(Międzynarodowa Wystawa Fotografiki 25 lat izohelii 

i Wystawa Prac Fotograficznych Prof. Witolda Romera)

 

Wzruszenia, nastroje są podłożem, do którego artysta często nieświadomie przybliża ostateczny kształt swego dzieła. One też zapewne sprawiały, ze Witold Romer tak często odkładał robione przez siebie negatywy. Może nie mógł odnaleźć w nich owego pełnego niuansów uczuciu, w którym zestrajały mu się w przypadkowym spotkaniu górskie krajobrazy lub kompleksy miejskiej architektury. Odsunięte aż do chwili, gdy czas, zatarłszy dalekie wzruszenie, pozwalał na chłodny obiektywizm badacza w spojrzeniu na własne dzieło, dojrzewały w jakiejś zapomnianej szufladzie nieraz długie bardzo okresy. Klisza robiona na Turbaczu z roku 1914 znalazła swój wyraz ostateczny w odbitce dopiero w roku 1953. Nie umknęła jednak z całości dorobku i po latach zajęła miejsce w jednym z cyklów, którymi autor niby duktami podzielił i uporządkował gąszcz swoich tematów. Czasem będą to cykle bardzo wyraźne. Na wystawie obrazującej dorobek pracy fotograficznej Witolda Romera zajmują one poczesne miejsce. Wyodrębnione z całości, figurują pod osobnym tytułem nawet w katalogu. Inne nie przyjmują tak wyraźnie ukształtowanej postaci. Szkicowe i niekompletne, fragmentaryczne. jakby czekały na wykończenie. Czas dorzuca ciągle do nich nowe fragmenty, nie pozwalając jednocześnie na ich ostateczne opracowanie. 

CERKIEW WOŁOSKA

(izohelia) Witold Romer

Obejmujący na ogół prace z różnych epok cykl "Tatry", któremu od odległych lat do dzisiaj przybywają ciągle obrazy lub cykl "Ludzkie osiedla", rozpoczęty w roku 1929, jeszcze nie zostały zakończone. Problemy te zresztą zdają się specjalnie interesować autora, zwłaszcza pasjonuje go problem zagospodarowania się człowieka w górach. Wyszukuje samotne chaty lub ich skupiska, z bliska je nachodzi, albo spogląda na nie z wysokości pobliskich szczytów. Szuka ich na wierzchołkach i zboczach, a potem te same zbocza lub podobne pokazuje inaczej - pokryte zoranymi polami, podzielone smugami lasów i - włącza do cyklu "Desenie Tatr i Podhala. Sprowadza widza do pociętych strumykami dolin lub wiedzie go aż w regiony kosodrzewiny. 

Niektóre zdjęcia łączą się w mniejsze kompleksy, tak jak "Halny wiatr - zapowiedź, i "Halny wiatr - spełnienie".

Cały ten świat bogaty i barwny, nasycony światłem, prowokował do zatrzymania i utrwalenia jego ulotnych form. Początkowo w gumach i przetłokach Romera, wystawianych jeszcze gdzieś w roku 1925, zjawia się kolor kładziony warstwami - zwaloryzowany, uporządkowany plamami jasności i cienia. 

Później te zainteresowania zamienią się w bardziej teoretyczne studia nad fotografią w barwach naturalnych. Zawsze jednak będzie królowała fotografia czarno-biała.

 

STOKI TURBACZA  Witold Romer


Wiele z prac robionych przed dziesiątkami lat zaskakuje dzisiejszego widza już nawet nie świeżością spostrzeżeń, ale ciągłą, współczesną aktualnością. Fragment arytmicznie ułożonych ryz arkuszy papieru drukarskiego w dużym zbliżeniu, zatytułowany "Papier", powstały w roku 1937, mógłby się znaleźć śmiało na wystawie "nowoczesnych". Trafiłyby tam zapewne lub mogłyby trafić i inne obrazy:

 przedwojenne jeszcze, bliźniacze dachy lwowskie - jedne zakreślone szeroką perspektywą lotu ptaka, spiętrzone, jakby ciśnięta w pasji kupa rupieci - drugie pod światło zarysowane, we mgle poranku czy wieczoru i ich pendant "Darłowo" -również dachy, ale tym razem opadających płaszczyzn.

 

DACHY (Darłowo)   Witold Romer

 

Czasem dla lepszego oddania zaobserwowanych przez siebie widoków artysta sięga po bardziej skomplikowane sposoby wypowiedzi. Jedna z nich, zwana przez autora dwunegatywowa, pozwala na zmianę tonów obrazu. Jest to interwencja tylko w walory. Właściwa fotografii pełna skala tonów pozostaje -zjawia się jednak możliwość osłabienia na którejś kliszy zbyt jednolitych masywów cieni lub rozproszenia partii świateł. Dla widza taka różnica w elekcie jest prawie niedostrzegalna, lecz może zmienić wymowę odbitki fotograficznej, uplastycznić ją i wzbogacić. 

Niepokojący problem półtonów w fotografii rozciągających się w szeroki wachlarz kosztem czerni i bieli, a więc w istocie cieni i świateł, doprowadził Witolda Romera do wyciągnięcia pełnych konsekwencji z techniki tonorozdzielczej.

Obraz rozkładany konsekwentnie, jakby rozwarstwiany na poszczególne tonacje, z których każda utrwalona na osobnej kliszy daje w konsekwencji możliwość eliminacji poszczególnych warstw - staje się bardziej podatny dla dokonywania w nim zmian. W ten sposób możliwość ingerencji artysty zyskuje swoje uzasadnienie i pozwala przewidzieć kierunek przyszłych zmian. 

Tak zjawiła się technika nazwana przez wynalazcę izohelią.

 

PORTRET ROBOTNIKA

Karl Grimm AFIAP (Niemcy)

Eliminację półtonów można przeprowadzać aż do ich zupełnego usunięcia. Powstaje w ten sposób izohelia jednowarstwowa - czarno-biały obraz. Fotografia jest jednak sztuką. Mechanika jej procesów służy tylko do uzyskania efektów zamierzonych przez artystę, musi być zgodna i podporządkowana jego ostatecznemu celowi. Końcowy wygląd dzieła określa zakres i możliwości każdej techniki, a nawet każdej jej odmiany. Izohelia nie stanowi pod tym względem wyjątku i to tłumaczy jej przydatność i wzrastającą ciągle popularność mimo żmudnych procesów technologicznych, długich i pracochłonnych. 

Wynaleziona i opublikowana w 1932 roku, ma izohelia swego konkurenta w nieco podobnej technice zwanej od nazwiska wynalazcy "Person", ogłoszonej w trzy lata później. W "personie" pełnię życia mają tylko światła i cienie zarysowane z całym bogactwem szczegółów. Półtony zlewają się w nieokreśloną szarość. Brak mu również granic, w które wyposażył Romer poszczególne tonacje swojej techniki i nazwał izoheliami. Te granice walorów są ostre, zdecydowane, łatwo dostrzegalne jak warstwice map.


Izohelia, powoli zdobywająca uznanie i do dziś nie wszędzie dostatecznie znana, znalazła już jednak wyznawców w wielu krajach, głównie zresztą europejskich. W dwudziestą piątą rocznicę wynalezienia izohelii Związek Polskich Artystów Fotografików zorganizował we Wrocławiu - obecnym miejscu pobytu i pracy jej wynalazcy - międzynarodową wystawę. 


START  Witold Romer


Włączone do niej klasyczne już dla izohelii wczesne prace prof. Witolda Romera w konfrontacji z osiągnięciami zwłaszcza młodych artystów polskich i zagranicznych działających w różnych środowiskach pomogły poznać wartość tej techniki. 

Oczywiście, prostą koleją rzeczy izohelia znalazła najwcześniej naśladowców i kontynuatorów w Polsce. Oni też - bezpośredni uczniowie Witolda Romera, najliczniej zgromadzeni są na wystawie. Może będzie to zbyt śmiałym uogólnieniem, lecz dostrzegam pewne znamienne cechy polskiej szkoły izohelii - w daleko idącej redukcji półcieni, w dążeniu do ujednolicenia w ten sposób obrazu i operowania dużymi płaszczyznami. "Biały żagiel" Henryka Derczyńskiego będzie tu najlepszym przykładem. O innych trudno mówić -poszczególne kraje reprezentowane są przez jednostki. Prace Karla Grimma, może trochę plakatowe w wyrazie, świetnie wykorzystują właściwości użytej techniki. A przecież Niemcy często - jak łatwo można się było zorientować z różnych pub1iklacji - komplikowali arabeski półtonów, czym doprowadzili izohelię do granic jej technicznych możliwości. Bułgar Władimir Dimczew nie wypiera się widocznych u siebie graficznych tendencji, zaopatrzywszy jeden ze siwych obrazów w przypisek - projekt plakatu.

 

BIAŁY ŻAGIEL   Henryk Derczyński

 
Barwna izohelia, której eksponaty, dzieła P. Karpowicziusa przysłane z ZSRR, stanowią prawdziwą rewelację techniczną, wytycza nowe możliwości rozwoju. Nieprzewidziane i bardzo interesujące efekty nie są niczym dziwnym, gdyż izohelia, oscylująca na granicy tego, co chcielibyśmy nazywać fotografią artystyczną i różnymi odmianami grafik fotograficznych, pozwala na osiąganie wyników często inaczej nieosiągalnych, a których wyrzekanie się byłoby lekkomyślnym zubożeniem sztuki fotografowania. 

 

LUTE - PLAYER

Wladimir Dimczew (Bułgaria)

PRACA W KAMIENIOŁOMACH

Leonard Idziak

                      

                                                                                                         

 

 


Copyright © design and photos by Michał Kurc